O mnie

Mknę do mojego przeznaczenia w Bogu. Paliwem jest miłość do Jezusa, rozniecana przez Ducha Świętego. Nigdy go nie zabraknie.

Mój email – dorota_es(at)op.pl [zamiast (at) trzeba wstawić @]

 

Najważniejsze wydarzenie mojego życia miało miejsce na początku listopada 1988 roku. Ale żeby do niego dojść, chcę opowiedzieć o tym, co było wcześniej.

 

Urodziłam się w bardzo religijnej rodzinie katolickiej. Odkąd pamiętam w każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła. Przez długi czas wspólnie modliliśmy się wieczorami, całą rodziną, a mój ojciec prowadził te modlitwy. Rodzice żyli w bojaźni Bożej i nam to przekazali. Wiedziałam, że jest Bóg, że On jest wielki, dobry i łaskawy. Ale był to dla mnie Ktoś bardzo daleki, starałam się modlić do Niego swoimi słowami i rozmawiać z Nim, ale nie czułam, żeby mi odpowiadał. Miałam wrażenie, że nie jest za bardzo mną zainteresowany, no bo przecież ma cały świat na głowie 🙂

 

Po maturze wyjechałam na studia do innego miasta. Tam poznałam Marysię, z którą razem mieszkałyśmy przez rok w jednym pokoju w akademiku. Wiedziałam, że miała problemy zdrowotne, bo często nie czuła się dobrze i miała wizyty u lekarzy. Nasze studia były trudne i podziwiałam Marysię za jej determinację w dążeniu do celu, mimo cierpienia. Po tym wspólnie „przemieszkanym” roku kontakt się nam rozluźnił, ale nie został zerwany. Marysia jest osobą uzdolnioną artystycznie, ma piękny głos i talent aktorski, i także na tym polu miała osiągnięcia. Pamiętam, że miałam okazję podziwiać ją podczas występu.

 

Kiedy już byłam na ostatnim roku studiów – moją współmieszkanką była Agnieszka. Była to osoba dla mnie nieco tajemnicza – modliła się językami w Duchu Świętym. Chodziła na spotkania dla studentów przy kościele i próbowała nas (to znaczy mnie i naszą trzecią koleżankę z pokoju – Ankę) zainteresować Bogiem i zachęcić do chodzenia na te spotkania. Pamiętam, że byłam tam kilka razy, słyszałam świadectwa osób, które doświadczyły Bożego działania w swoim życiu, ale stwierdziłam, że to nie dla mnie, bo mnie wystarcza to, co mam.

 

Kiedy kończyłam studia, Marysia jeszcze studiowała i prosiła mnie o pożyczenie kilku książek, które wtedy były trudno dostępne, i spełniłam jej prośbę.

 

Potem wyjechałam w zupełnie inny koniec Polski i tam pracowałam dwa lata. Wróciłam w moje rodzinne strony, dostałam mieszkanie i podjęłam nową pracę. O książkach i Marysi prawie zapomniałam, chociaż pozostawałyśmy w kontakcie typu kartki świąteczne, bo Marysia miała mój nowy adres.

 

Kiedy wróciłam w rodzinne strony i miałam częstszy kontakt z rodziną, moja mama, osoba bardzo religijna, zachęciła mnie do modlitw różańcowych, koronki do miłosierdzia Bożego i różnych innych. Ponieważ nie miałam zbyt wiele zajęć, więc się w to zaangażowałam. Kiedy przychodziłam z pracy do domu, modliłam się tymi modlitwami i wszystkie były w intencji nawrócenia grzeszników, ponieważ widziałam wokół siebie wiele zła. Uważałam, że ja jestem w porządku, bo nie kradnę, nie piję, nie palę, nie cudzołożę i jeszcze modlę się za nawrócenie tych grzeszników, którzy to robią 🙂

 

Czasami nachodziła mnie refleksja: czy będę zbawiona, czy uda mi się wywinąć od pójścia do piekła? Ale mama często lubiła cytować Ewangelię św. Jana: W domu Mojego Ojca jest mieszkań wiele, idę przygotować wam miejsce. Wtedy myślałam sobie: dla kogo mogłyby być te miejsca, jeśli nie dla takiej osoby, jak ja? Tak więc modliłam się, żeby wszyscy byli tacy dobrzy, jak ja 🙂

 

I pewnego dnia, właśnie na początku listopada 1988 roku dostałam telegram (w tamtych czasach było coś takiego, jak telegram), w którym była informacja: Przyjeżdżam dnia… Marysia.

 

Pamiętam, że Marysia weszła uśmiechnięta, ładnie wyglądała. Zapytałam: Jak się czujesz, Marysiu? Odpowiedziała: Dobrze, Jezus mnie uzdrowił. Ta odpowiedź zdumiała mnie bardzo, nie wiedziałam, co odpowiedzieć, i tylko powiedziałam: To fajnie, że cię uzdrowił. Pierwszy raz słyszałam, że Bóg teraz kogoś uzdrowił! Sądziłam, że uzdrowienia działy się tylko wtedy, kiedy Pan Jezus żył na ziemi, w czasach apostołów, ale potem już nie.

 

Potem, kiedy rozmawiałyśmy, Marysia zaczęła opowiadać mi o Bogu, i przedstawiać Go takim, jakiego nie znałam: że On jest realny, mówi do człowieka, troszczy się o niego, odpowiada na modlitwy. Pamiętam, że wszystko to było dla mnie szokujące, ale czułam, że ona mówi prawdę. W pewnej chwili powiedziałam: Marysiu, to, co mówisz, wywraca mój świat do góry nogami. Mój stereotyp myślowy na temat Boga całkowicie legł w gruzach. Jak tu poukładać to sobie teraz w mojej świadomości?

 

Wtedy Marysia zapytała mnie, czy wierzę w to, co jest napisane w Biblii? Odpowiedziałam, że tak, wierzę. Marysia zacytowała mi fragment z Listu św. Pawła do Efezjan 2:8-9 Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił.

Te słowa wprawiły mnie w zdumienie: jak to?! Tak pisze w Biblii?! Nigdy o tym nie słyszałam, zawsze mnie uczono, że na zbawienie trzeba sobie zapracować dobrymi uczynkami!

 

Marysia powiedziała do mnie: Dorotka, zbawienie jest za darmo, z łaski, jest w Osobie Jezusa Chrystusa. Nie możemy na nie zapracować. Możemy je przyjąć lub odrzucić. Czy chcesz przyjąć Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela?  Wtedy zdałam sobie sprawę, a tak naprawdę to Duch Święty przekonał mnie, że jeśli tego nie zrobię, to pójdę do piekła, bo jestem grzesznikiem, jestem pełna pychy, i moimi dobrymi uczynkami i modlitwami nie jestem w stanie zasłużyć sobie na zbawienie. I tego dnia pomodliłam się prostą modlitwą do Jezusa i poprosiłam Go, żeby wszedł do mojego serca i był Panem mojego życia. I On to zrobił. Od razu wypełnił mnie radością, że mam zbawienie, na które nie byłabym w stanie nigdy zapracować. To Jezus umierając na krzyżu, zapłacił za moje zbawienie swoim życiem i swoją krwią. Uwierzyłam w to i zaprosiłam Jezusa do mojego serca, poddałam Mu moje życie i On wypełnił je Sobą.

 

Jestem szczęśliwa, że tak się stało, że On umarł zamiast mnie na krzyżu. Sam złożył Siebie w ofierze za mnie, bo mnie kocha. Od tamtego dnia minęło już trochę czasu i muszę powiedzieć, że w każdy nowy dzień wchodzę z moim Panem, który mnie prowadzi i daje mi siłę.

 

Dziękuję Ci, Jezu.

 

Mam nadzieję, że jesteś już po lekturze tekstu, który znajduje się powyżej, a w którym opisałam najważniejsze wydarzenie w moim życiu. Być może jesteś teraz w takiej sytuacji, że masz dokonać wyboru: co dalej z Twoim życiem. Przypomina mi to scenę z filmu „Matrix”, kiedy Neo po raz pierwszy spotyka się z Morfeuszem, który mówi mu o wejściu w inny wymiar. Neo przeczuwał, że musi być coś poza tym światem, w którym żyjemy. Morfeusz doprowadził go do sytuacji, w której musiał dokonać wyboru czy w to wchodzi, czy nie. Ja byłam w takiej sytuacji, kiedy Marysia zapytała mnie, czy chcę przyjąć Jezusa do serca jako mojego osobistego Pana i Zbawiciela. Przyjmując Go – przyjęłam zbawienie. Gdybym Go wtedy odrzuciła, to nie wiem jak dalej potoczyłoby się moje życie. Wiem, że Bóg tak szybko nie rezygnuje z człowieka, daje mu kolejne szanse. Ja miałam przynajmniej trzy takie szanse. Za pierwszym razem nic nie zrozumiałam z tego, co do mnie mówiono o Jezusie i zbawieniu. Za drugim razem Bóg mówił do mnie przez pewną kobietę, która napisała do mnie list, ale ponieważ były tam wersety z Biblii, to myślałam, że chodzi o zwerbowanie mnie do tzw. świadków Jehowy, bo myślałam, że tylko oni czytają Biblię, a chrześcijanin tego robić nie musi.  Podobno Bóg przemawia do człowieka trzy razy, daje mu maksimum trzy szanse. Nie wiem, czy to prawda, tak słyszałam.

Neo wybrał wejście w to nowe, nieznane i okazało się, że to był dobry wybór. Odkąd ja wybrałam Jezusa, nigdy tego nie żałowałam. Weszłam w zupełnie nowy wymiar życia, w coś, o czym nie miałam pojęcia, że istnieje. A tak naprawdę jest to prawdziwe życie, do którego stworzył nas Bóg. Prawdziwe życie jest znacznie ciekawsze od fikcji. To jest lepsze od „Matrixa”!

I Bóg stworzył Cię do takiego życia. Nie jesteś tu na Ziemi przypadkiem. Urodziłeś się tu nie dlatego, że jakiś plemnik połączył się z komórką jajową. To Bóg przed tysiącami lat zaplanował, że urodzisz się w tym miejscu, w tym czasie, i w tej rodzinie. Potrzebujemy naszych ciał, żeby żyć na Ziemi. Ale Bóg stworzył Twojego ducha, w którym ma być to prawdziwe życie. Bóg pyta Cię dzisiaj: wejdziesz w to, co zaplanowałem dla Ciebie, czy nie?

Dokonaj dobrego wyboru, wybierz życie. To prawdziwe życie.

Zaufaj Temu, który Cię stworzył i zaplanował Twoje życie, i chce Ci dać to, co dla Ciebie najlepsze. On jest najlepszym Ojcem. Czy chcesz być Jego dzieckiem?

Jeśli tak, poproś Jezusa, żeby wszedł do Twojego serca i powierz Mu swoje życie. Rozmawiaj z Nim tak, jak rozmawiasz z przyjacielem, normalnie. Będziesz zaskoczony jak Bóg potrafi odpowiadać. Czytaj Biblię, poznawaj Boga w niej. Znajdź ludzi, którzy kochają Boga i spotykaj się z nimi. Poproś Boga, żebyś takich ludzi spotkał. On odpowie.

Powodzenia!

 

Jeśli zupełnie nie wiesz, jak zacząć rozmowę z Jezusem, to spróbuj zwrócić się do Niego taką modlitwą, która pochodzi z filmu „Jezus”:

Panie Jezu, potrzebuję Cię. Dziękuję, że umarłeś na krzyżu za moje grzechy. Otwieram drzwi mojego życia i przyjmuję Cię jako mojego Zbawiciela i Pana. Pokieruj moim życiem i uczyń mnie takim, jakim chcesz, żebym był. Amen.

 

 

 

Komentarzy 15 to “O mnie”

  1. Marta 28 września 2013 @ 13:54 #

    Fajnie, że prowadzisz taki blog 🙂 Niech Bóg Cię błogosławi !!

  2. Grzegorz 25 stycznia 2014 @ 14:51 #

    Dzięki za ten piękny przekaz i bogate opracowanie, wszelkich łask bożych 🙂

  3. Iwona 8 grudnia 2015 @ 08:35 #

    czy przestalas tlumaczyc? Bo już od dłuższego czasu nic się nie pojawilo.

    • niezatrzymywalna 8 grudnia 2015 @ 20:51 #

      Iwonko, na razie mam przerwę. Za dużo mam pracy w pracy. I sporo zajęć „pozapracowych”. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  4. Nasiadka 28 Maj 2017 @ 19:38 #

    Zaglądam na tą stronę od kilku lat , smuci mnie bardzo że tak mało teraz jest dodawane

  5. Alicja 2 października 2018 @ 09:11 #

    Witam, właśnie przeczytałam autorki strony, wpis.
    Pani koleżanka Marysia; na jakiej podstawie rozeznała autorka, że to co mówiła koleżanka pochodziło z Ducha Św. a nie z ducha-genialnego kłamcy? Czy tylko oparła się Pani na jej słowie i wyglądzie? Szatan też tak potrafi.
    Pani koleżanka Agnieszka, mówiła językami. Pismo Św. wyraźnie mówi [1 List do Koryntian], że jeśli nie ma osoby obdarzonej darem tłumaczenia języków, nikogo to nie buduje, jak tylko samą osobę. Nie o to chodzi w tym darze, z prostej przyczyny, jest przykładem budowania pychy u tejże osoby mówiącej, zwodzenia drugich i nic poza tym. Kiedyś będąc w pustelni pod Częstochową byłam świadkiem takiej mówiącej, doznałam wówczas poznanie, że to nie jest pochwałą Jezusa i Boga Wszechmogącego. I odtąd moje postrzeganie uległo kolejnej zmianie. Nie wszystko złoto co się świeci.
    Proszę o odpowiedź.

    • niezatrzymywalna 3 października 2018 @ 09:45 #

      Witaj, Alicjo.
      Takie pytania stawia sobie każdy z nas, a odpowiedź znajduje się w naszych sercach. Każdy powinien szukać w swoim. To wszystko 🙂
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

  6. Asia chrześcijanka 30 lipca 2020 @ 12:54 #

    Super świadectwo 🙂
    Ale czy to znaczy że nie ochrzciłas się jeszcze NA PODSTAWIE SWOJEJ WIARY’z wody?
    Mk 16:16
    Bo wtedy zostaniesz ochrzczona też przez Jezusa Duchem św
    „Wtedy Piotr powiedział do nich: Pokutujcie i niech kazdy z was ochrzci sie w imie Jezusa Chrystusa na przebaczenie grzechow, a otrzymacie dar Ducha Swietego.”

    (UBG Dz 2:38)

    Błogosławię Cię w imieniu Jezusa 🌺💕

  7. EM 31 Maj 2021 @ 20:14 #

    Hej, szukam kontaktu z autorką bloga.

    Podany adres e-mail nie działa

    • niezatrzymywalna 16 czerwca 2021 @ 20:23 #

      Napisz w komentarzu. Niestety ten mail już jest nieaktualny. Pozdrawiam 🙂

Trackbacks/Pingbacks

  1. Nie mogę nie ekscytować się Bogiem! | niezatrzymywalna - 14 lutego 2014

    […] O mnie […]

Dodaj komentarz